Vw Scirocco 1 (2001-2002)

(Dopisek 2015 – poniżej znajduje się oryginalny opis przygód z moim pierwszym samochodem „do dłubania”, pochodzi z mojej starej strony www.mowad.tuning.opole.pl. Jest to pierwszy wpis jaki robiłem na własnej stronie internetowej, samochód kupowałem niewiele wiedząc o motoryzacji, naprawiałem go – lub raczej się starałem to robić – nie mając właściwych narzędzi, w garażu bez prądu i kanału. Zdjęcia jak widać były robione w tamtych czasach takim sprzętem, że teraz lepsze można zrobić trzonkiem od kilofa. Allegro czy sklepy internetowe z częściami do wszystkiego jeszcze nie funkcjonowały na takim poziomie jak dziś, więc pewne części nie były dostępne w lokalnych sklepach, a na te które były w sklepie, pieniądze liczyłem trzy razy zanim zdecydowałem się je wydać. Takie to były beztroskie czasy ;) )

Rok produkcji – 1980,
Rok produkcji silnika – 1985,
Poj. silnika -1781ccm, (przelozony z dwojki)
Moc seryjnie – ok 90KM,
Moment obr – 145Nm,
Osiagi – niestety nie znane…

Lipiec 2001 – Złapałem bakcyla Scirocco II.

Sierpień 2001 – Na stronie klubu Scirocco\Corrado zobaczyłem pierwszy raz Scirocco I. I spodobał mi się bardziej niż w Sciro II. Dzięki szanownej koleżance o ksywce Agazaka odkryłem stronę www.scirocco.org gdzie była obszerna galeria z pierwszym modelem sciro. Pojawiły się pierwsze plany zakupu tego modelu. Umieszczenie ogłoszenia na forum klubu Scirocco, oraz odpowiedź na nie przez niejakiego Jacka.

Oto moje auto (tak wygladalo w rekach poprzedniego wlasciciela):

sciro1 sciro2 sciro3

20.12.2001 -Wyjazd z Opola do Szczecinka w celu zakupu samochodu. Po całodziennej jeździe pociągiem wreszcie dotarłem do celu swej podróży i po wstępnych oględzinach zakup samochodu. Nie myślałem że będzie łatwo ale tego co miało nastąpić się nie spodziewałem. Atak zimy. Jazda po śniegu na letnich oponach o szerokości 205mm, nie należał do przyjemności, zwłaszcza, że moje umiejętności prowadzenia w tamtym czasie były dość mizerne. Szybciej zdarzało mi się jeździć na rowerze niż tym samochodem tamtego dnia.

21.12.2001 – Pierwsze objawy padania silnika – zgasł na światłach w miejscowości, której nazwy nawet nie znam i nie mogłem go odpalić. Policjanci pomogli mi go zepchnąć z drogi. Na pobliskiej stacji zakupiłem kable rozruchowe i dzięki pomocy jakiegoś człowieka z Matiza silnik uruchomiono (dzięki !!!). Jazda i śmierć pierwszego cylindra, po 10 minutach kolejnego i kolejnego. Został jeden który uciągnął mnie jakieś 100 metrów pod stację kolejową w miejscowości Jastrowie, skąd najbliższy pociąg dokądkolwiek ruszał za 5 godzin. Po około 10 minutach przeklinania uświadomiłem sobie że mogło być gorzej i mogłem stanąć gdzieś w lesie. Znalazłem w pobliżu jakąś małą stację paliw, gdzie zapchałem swoje auto i zostawiłem za zgodą urzędującego tam stróża. Poszedłem na stopa i machałem ręką przez około godzinę na 10-cio stopniowym mrozie. Zatrzymywałem samochody jadące w obie strony, żeby trafić do jakiejś większej miejscowości. Zatrzymał się tylko taksówkarz w Polonezie, który mnie przewiózł do Piły pod dworzec PKP za symboliczną opłatą (kolejne dzięki !!!). Potem kilka godzin powrotu do domu pociągiem i ciepłe łóżeczko.

28.12.2002 – Znajomi (ja nie mogłem – praca) pojechali po moje auto cudem polskiej motoryzacji czyli Polonezem. Za Poznaniem zaczął padać śnieg (zima – kolejne uderzenie) i po dojechaniu do Jastrowia podciągnęli moje Sciro do miejscowości Człopa (jakieś 80km), a tam już się poddali bo było tyle śniegu, że Polonez z podczepionym Scirocco nie dawał rady podjechać pod górkę. Auto zostało na stacji paliw w Człopie. Wrócili po ok. 20 godzinach jazdy.

12.01.2002 – Po uzbrojeniu się w łańcuchy na koła, 2 akumulatory, łopatę i odpowiednią ilość ludzi i gotówki kolejna próba przyciągnięcia auta. Wyjazd 4.00. Do Poznania luzik. Za Poznaniem drogi-horror. Dotarcie do Człopy ok 14.00. Odśnieżenie auta i okolicy (przy pomocy szpadla i kilofa – inaczej nie dało rady) ocena stanu technicznego (na tym mrozie wszystkie węże pozamarzały – bo poprzedni właściciel wlał do układu chłodzenia wodę, a ja byłem zbyt zdenerwowany żeby myśleć o jej spuszczeniu w Jastrowiu – ale żadnego nie rozerwało), wyjazd ok 15.00. Jazda na lince, za Polonezem, silnik oczywiście nie odpalony. Początkowo po drodze z lodu z wyrwami głębokimi na 5cm i podskakiwanie jak piłeczka pingpongowa, a potem po mokrej drodze z działającą wycieraczką, ale z niedziałającym spryskiwaczem i ze względu na oszczędności prądu – bez świateł. Widzę ciemność. Przed Poznaniem włączam światła. W Poznaniu przestaje działać wycieraczka ze względu na brak prądu. Wymiana akumulatora na jakiś taki wielki. Jazda na światłach postojowych. Łapie mróz i błoto na szybie zamarza. Znowu widzę ciemność. Ubrałem na szczęście kilka par spodni i dwie kurtki. Jedziemy dalej. Odmarzają mi ręce (ewentualnie przymarzają do kierownicy) i przymarza para na szybie od wewnątrz. Widzę tylko czerwień tylnych lamp Poldka. Nie używam już wycieraczki bo to i tak nic nie daje. Jadę tak przez około 8 godzin (patrząc tylko na światła Poloneza – spróbujcie patrzyć w jeden punkt przez kilka godzin – będzie wam się śnił przez trzy dni). Na około 4 godziny przed dojazdem do Opola Pokazuje się mgła z widocznością na kilka metrów, w sumie i tak mi to nie robi już różnicy. Moje nadzieje na dojazd jeszcze dzisiaj do domu runęły w gruzach. Kilka razy chyba przysypiam za kierownicą (wiem, kompletna głupota). Wreszcie w domu około 3.00 i spokojny sen (o tylnej lampie Poloneza).

14.01.2002 – Pojechałem do garażu przyjrzeć się MOJEMU SCIROCCO. I tu kolejna niespodzianka. Odkręciłem nadkole i okazało się, że samochód popękał przy kielichach :-( (( (potem sie dowiedziałęm, że to standardowa usterka mocno zmęczonych modeli), chyba od jazdy po tym skubanym, nierównym lodzie. Ale da się to zrobić, bo z drugiej strony auta widzę, że już ktoś go spawał. Na dachu powychodziły bąble pod lakierem (przy okazji odkryłem, że moje Sciro było wcześniej czerwone). Czekam aż się wszystko odmrozi.

15-19,20.01.2002 – Nadal czekam, nie ma mrozu na dworze, ale auto nadal zamarznięte, trzyma jak termos. W międzyczasie kontaktuję się z Fazzym – specem od silników VW. Ale ustalamy, że trzeba czekać na cieplejsze czasy.

21.01.2002 – Cztery stopnie ciepła w garażu i powoli zaczyna rozmrażać moje auto. Położyłem sobie wycieraczkę bo sztorcowa mnie irytowała, zwłaszcza że jak ją włączałem to najpierw czyściła stronę pasażera, a dopiero potem moją. Wykręciłem świece i widzę że coś z nimi kurna nie bardzo bo są mokre i czarne jak noc. Jutro próba odpalenia.

22.01.2002 – Auto rozmrożone :-) . Rozrusznik kręci po razie, czasami z dwa razy zakręci, iskra jest, ale nie ma szans na odpalenie. Jak długo próbowałem odpalić to zaczął dymić kabel łączący rozrusznik z akumulatorem.

01.2002 – Wykręciłem rozrusznik. Rozebrałem, przeczyściłem i kręci.W międzyczasie poszukałem w internecie sprężyn obniżających do mojego sciro. Ceny są w granicach 600-700 PLN za komplet. Powysyłałem kilka maili i jest taki problem, że nikt z obsługi tych sklepów nie wie czy w komplecie są dwie czy cztery sprężyny. Mają się dowiedzieć. Znalazłem tylko sprężyny firm EIBACH (obniżające o 35mm i 60mm) i VENTURA (40mm). (dopisek 2015 – swoją drogą nie ma to jak zabierać się za tuning samochodu, który się sam rozpada ;) )

02.2002 – Brak odpowiedzi w sprawie sprężyn. Mam odpowiednie klucze (torxy), wiec zdjąłem głowice. Okazało się, ze to paliwo mi zalewało silnik, a to wszystko przez popsuty gaźnik. Jest parę milimetrów ciemnego osadu na głowicy. To przez zbyt dużą dawkę paliwa. Najdłużej działał trzeci cylinder. Wykręcam wszystko co się da w celu sprawdzenia czy działa. Odkryłem ze pompa płynu chłodzącego ma połamane łopatki. Czeka mnie wymiana prawie wszystkich uszczelek, bo teraz wszystko jest uszczelnione silikonem. Teraz może być już tylko lepiej. Musiałem zrobić zbrojenie dachu bo szyberdach byl zbyt ciężki i dach się pokrzywił. Dowiaduje się o ceny gaźników firmy WEBER z dużego fiata. Podobno maja lepszą wydajność od standardowych. Ja mam gaźnik typu Solex 2E2. Podobno takie były montowane też do golfa, passata i audi. Wymiana pompy cieczy chłodzacej.

03.2002 – Nie znalazłem gaźnika Weber jako zamiennika obecnego, wiec ten dałem do naprawy. Mechanik powiedział ze dysze były całkowicie zapchane. Silnik w rozsypce ale zaczynam powoli wszystko składać. Wymieniłem prawie wszystkie uszczelki w silniku, a te których nie można już dostać zastąpiłem tzw. uszczelka uniwersalna (taka w tubce) odporna na temp. do 350 stopni. Wolałem to niż kupić jakieś zużyte uszczelki na szrocie. W bloku silnika w kanałach w których płynie płyn chłodzący zostały kawałki połamanych łopatek poprzedniej pompy. Wpadłem na pomysł żeby między nowa pompę a blok silnika wstawić miedzianą siatkę, która by wyłapała większe kawałki metalu, które by mogły zaszkodzić łopatkom obecnej pompy. Tylko czy to nie będzie cieknąć? Zalożymy – zobaczymy.

04.2002 – Złożyłem silnik, jako filtr pod pompę wody wsadziłem siatkę z kupionego za 3zl sitka do herbaty:). Niestety moje naprawy rozrusznika nic nie dały. Musze kupić nowy. Ale odpaliłem auto na pych. Chodzi bardzo nierówno ale przynajmniej chodzi:-/ Wlałem tez ciecz do układu chłodzenia i znowu niespodzianka. Nacisnąłem wąż prowadzący od chłodnicy do silnika i poleciała piękna struga wody z chłodnicy. W sumie nie ma się co dziwić skoro też była cała zamarznięta. Trzeba kupić nową :( A i jeszcze mam pęknięty kolektor wydechowy. Już kupiłem w lepszym stanie, ale nie chce mi się już tego wszystkiego rozkręcać, bo śruby strasznie zapieczone.
Kupiłem na szrocie nowy rozrusznik. Koszt 70zl. Wsadziłem i co? I kurde nic. Jeszcze gorzej niż było. Oddałem rozrusznik do naprawy. Wymienione wszystkie szczotki i tulejki, łącznie z tą co jest w skrzyni biegów bo ze starej niewiele zostało. Koszt 50zl. I co? I nic. Zrobiłem nawet osobna masę, do skrzyni ale to tez nic nie dało. Oddaje auto do elektryka bo sam już nie mam cierpliwości. Mam jeszcze jedna wizję, że to jakiś przekaźnik się grzeje albo coś. Bo gdy wyciągnę rozrusznik i go próbuje „na sucho” to ładnie kręci tylko na początku (tak przez 3 sekundy), a potem zwalnia aż do całkowitego zatrzymania. Potem muszę odczekać około minuty i znowu można kręcić. Tak jakby coś musiało ostygnąć. Ale nad tym się będzie zastanawiał elektryk.

05.2002 – Jednak elektryk nie był potrzebny. Okazało się, że grzało się na klemie i masa zanikała, ale wszystko przeczyściłem i już jest dobrze. Kupiłem też chłodnicę i wszystkie inne potrzebne pierdoły, rozkręciłem silnik i zabrałem się za korektę kanałów w głowicy, oraz szlif kolektorów. Jest to dosyć efektywna i niedroga przeróbka silnika polepszająca jego parametry.

06.2002 – Oddałem głowice do planowania i złożyłem prawie cały silnik, wymieniłem świece i będziem próbować odpalić. Odpalił w końcu i jedzie pięknie. Ale niestety po paru mocniejszych jazdach buda zaczęła się rozłazić. To już koniec przygody z tym Scirocco. Nie nacieszyłem się zbytnio. Będę szukał innego, a tego rozbieram na części. Nie tak miało być ale postój na stacji benzynowej podczas „zimy stulecia”, oraz holowanie go po słonych i dziurawych ulicach nie wyszło na dobre całemu autu.