Klasycznie
Oprócz Hondy jestem też posiadaczem klasycznego już samochodu VW Scirocco mk2 w wersji Scala z 1986r. Poniżej historia tego samochodu, której nowe karty wciąż dopisuje życie, opisze ją nieco inaczej niż mam to w zwyczaju, czyli nie będzie tylko suchych faktów i opisów, którą śrubkę w aucie i kiedy wymieniłem na zasadzie internetowej książki serwisowej, bo myślę że samochód już dorobił się duszy, a taki samochód zasługuje na inne podejście
Dla tych jednak, którym nie chce się czytać zamieszczam duży skrót filmowy z przymrużeniem oka z lat 2008-2013.
Oraz klip który złożyłem w 2017r z myślą przewodnią o tym jak Scirocco spędza cztery pory roku.
A także taki wspominkowy film z sezonu 2019
PIERWSZE WSPÓLNE ZAKUPY
Historia zaczyna się w listopadzie 2008r, kiedy to dokonaliśmy pierwszego większego, wspólnego zakupu z moją żoną, a wówczas dziewczyną. Po samochód przejechałem ponad 300km w jedną stronę, najważniejszy był stan blacharki i instalacja LPG, bo samochód z założenia miał być „codziennym dupowozem” i tą rolę spełniał doskonale przez kilka kolejnych lat. Przebieg nieznany, podobnie jak historia kolizyjna, po jakimś czasie okazało się, że kiedyś był uderzony w tył. Zaraz po zakupie wyglądał tak:
Standardowo po kupnie samochodu trzeba było naprawić i wymienić to i owo, popracować nad hamulcami, z jednej strony trochę go „odtuningowałem”, z drugiej „stuningowałem” po swojemu, generalnie miało być w stylu „poprawiona seria”.
PIERWSZY ROK, PIERWSZY SPOT
Któryś z poprzednich właścicieli przerobił silnik stosując tzw downgrade i wymontował instalację mechanicznego wtrysku, a w zamian założył gaźnik, w którym otwierała się tylko jedna przepustnica, osiągi tego silnika były wówczas oszałamiające, pomiary na G-techu wykazały , że samochód przyspiesza 0-96km/h w 17s… Cinquecento w wersji Sporting były sporo szybsze :/ W sumie nie ma się co dziwić patrząc na stan gaźnika po jego rozebraniu:
Trochę powalczyłem z tym gaźnikiem, ostatecznie udało mi się sprawić, żeby otwierała się też druga przepustnica, żeby silnik zaczął pracować na paliwie… Jak wspomniałem – już w dniu kupna silnik nie miał większego znaczenia, ważne było, żeby odpalał i jeździł. Poza tym wymieniłem kilka kolejnych mniej lub bardziej niezbędnych rzeczy, wyrzuciłem sporo kabli elektrycznych które nigdzie nie prowadziły.
Tak sobie jeździliśmy do 2009r, kiedy to mocną grupą 4 samochodów z województwa opolskiego zrobiliśmy spotkanie Scirocco w modnym w tym czasie miejscu do robienia fotek – nowo powstałym parkingu piętrowym w Opolu (i na opolskim rynku)
TORUŃ – MIASTO CZERWONEJ FALI I SPRZĘGŁO WIELKANOCNE
Nadchodziła Wielkanoc 2009, jadąc do rodziny na północ kraju (ponad 400km w jedną stronę), dokładnie w połowie drogi awarii uległ docisk sprzęgła, część trasy przejechaliśmy odpalając silnik na pierwszym biegu i zmieniając biegi bez użycia sprzęgła. Po około 100 kolejnych kilometrach akumulator się poddał (w Toruniu wszystkie, ale to WSZYSTKIE napotkane światła były czerwone…). Ostatecznie dotarliśmy do celu, gdzie w Wielką Sobotę, spędziłem pół dnia leżąc pod autem na parkingu pod katedrą, do której większość normalnych ludzi szła „święcić jajka”. Jeden z mechaników, u którego byłem po pomoc (ale nie miał czasu – w sumie nie ma co sie dziwić, w końcu były święta), stwierdził jedynie, że tego nie da się zrobić bez kanału. Jak to się nie da? Wystarczy lewarek, kocyk i kilka kluczy. No i kobieca ręka mojej drugiej połówki do przytrzymania linki z podwieszoną skrzynią podczas gdy ja leżałem pod spodem Mimo złamania wszelkich zasad BHP jedyne straty to wybity kciuk.
GRUBSZE SPRAWY
Po świętach trasa do domu i drobne, garażowe poprawki lakierniczo-blacharskie (przyznaję – druciarstwo – nie mam o tym pojęcia, ale kto nie próbuje ten się nie nauczy).
Po pewnym czasie zatarł się ten cherlawy, dziwny silnik. Podejrzewam, że pomogłem mu w tym trochę tą jazdą bez sprzęgła, bo właśnie wtedy dość głośno zaczęło coś stukać pod maską. Z ciekawości po demontażu go rozebrałem – zatarła się jedna panewka główna, wyglądało to tak, jakby kanał olejowy się zatkał i nie było na niej smarowania, pozostałe panewki nie miały nawet ryski. Na szczęście jeden ze znajomych, niedawno wymienił swój silnik na sporo mocniejszy i miał dokładnie taki silnik jaki powinien być u mnie, więc udało mi się szybko zdobyć nieśmiertelnego JH. Niestety bez instalacji mechanicznego wtrysku, więc z racji, iż ten samochód nadal miał spełniać rolę niskobudżetowego dupowozu – wymyśliłem co innego – silnik będzie działać tylko i wyłącznie na lpg, zasilany za pomocą BLOSa . Ponieważ nie miałem akurat dostępu do rozsądnego miejsca garażowego, wymianę silnika przeprowadziłem w… ogrodzie. Za coś na kształt wyciągarki posłużyła drewniana belka, kawałek linki holowniczej i mechanizmy z pasów do zabezpieczania przewożonego towaru. Tym razem nic sobie nie zrobiłem, mimo iż ponownie złamałem wszelkie zasady BHP Przy okazji wymieniłem też skrzynię biegów (kupiona wraz z silnikiem), bo w starej synchronizator dwójki był w stanie agonalnym i zgrzytała przy każdej próbie wrzucenia tego biegu. W nowej skrzyni wymieniłem przełożenie piątego biegu na najdłuższe jakie udało mi się znaleźć oczywiście w celach zmuszenia auta do niższego spalania w trasie. Przy okazji tej pracy stwierdziłem jednak, że należy zainwestować w lepsze narzędzia. Jak to mówią w telewizji – „nie róbcie tego w domu”
PIERWSZY DUŻY ZLOT
Po tych domowych remontach pojechaliśmy na test w dłuższą trasę – ponad 300km w jedną stronę na Pierwszy Międzynarodowy Zlot Scirocco – to była nasza pierwsza większa i wspólna impreza tego typu, było super, samochód był w 100% bezawaryjny mimo, że na „dzieńdobry” wjeżdżając na teren zlotu przypaprałem miską olejową w jakiś ukryty w trawie pieniek…
Po powrocie znów zrobiliśmy opolskiego spota Scirocco, niestety już w okrojonym o 25% składzie
BLISKO ZŁOMOWANIA
Przyszedł czas na historie mrożącą krew w żyłach Pewnego dnia próbując zjechać z autostrady, zająłem już właściwy pas, chciałem zwolnić, więc wcisnąłem hamulec. I nic. Zupełnie nic się nie stało, poza tym że pedał wpadł w podłogę. No może jedno z kół zaczęło hamować. A ciężko zatrzymać, a nawet odpowiednio zwolnić samochód hamując jednym kołem. Na szczęście ruch był niewielki i bez problemów mogłem wrócić z pasa do skrętu na pas autostrady. Zjechałem kolejnym zjazdem i powoli dotoczyłem się do domu hamując ręcznym, który doprowadziłem do ładu tak naprawdę jakieś dwa tygodnie wcześniej. Okazało się, że jeden ze sztywnych przewodów hamulcowych z tyłu samochodu przegnił i podczas dłuższej jazdy po autostradzie powoli sobie wykapał cały płyn hamulcowy. W całej tej historii jest więcej szczęścia niż się wydaje, bo kilka dni wcześniej byłem w górach i strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ten przewód pękł właśnie tam podczas któregoś ze zjazdów, hamulcem ręcznym zbyt wiele bym tam nie zdziałał. Dla świętego spokoju wymieniłem wszystkie sztywne przewody hamulcowe na miedziane.
I PIERWSZY ROK ZA NAMI
Kolejny wyjazd na północ kraju był już bezawaryjny, zrobiliśmy kilka fotek niemieckiego auta przy niemieckim zamku (Malbork), kilka nad Wisłą, podjęliśmy nieudaną próbę dostania się do portalowego kalendarza na 2010r (załapaliśmy się na okładkę – zawsze coś) i tak zakończył się rok 2009 – pierwszy rok naszej wspólnej egzystencji.
ŚNIEG MA WŁASNĄ GRAWITACJĘ
Kolejny rok, czyli 2010, rozpoczęliśmy z przytupem – od tygodniowego wyjazdu na narty w czasie gdy zima była agresywna . Temperatury nocą dochodziły do -25st, śniegu nie brakowało, o dziwo samochód odpalał na samym gazie bez większych problemów. Problemem był za to kierowca, czyli ja. Raz źle obliczyłem przyczepność samochodu i wbiłem się w zaspę, ale na szczęście przy małej prędkości i nie wywarło to na elementach karoserii żadnego wrażenia. Może ktoś zauważy na jednym zdjęciu, że coś na niego spogląda spod spoilera- to nasz pies podróżujący w bagażniku
IDIOTA Z PÓŁNOCY
Zima na szczęście się skończyła, znowu wyjazd na północ (przypominam, że to za każdym razem ponad 400km w jedną stronę), znowu bez problemów, znowu amatorska mini sesja robiona totalnie amatorskim aparatem – jaki wynik – każdy widzi, zwłaszcza, że porwałem się na zdjęcia nocne, ale pamiątka z wyjazdu zawsze jakaś jest.
W zasadzie to podczas tego wyjazdu jednak pojawił się pewien problem – na parkingu, w nocy, jakiś geniusz przeszedł się po masce samochodu kończąc swój spacer na lusterku. Bilans taki, że maska jest pogięta, a urwane lusterko wgniotło także drzwi… Lusterko zmieniłem, blachy wypchnąłem na ile umiałem. Takie zdarzenia sprawiają, że odechciewa się robić cokolwiek przy samochodzie. Można dbać, wszystko naprawiać, a jakiś debil z bliżej nieokreślonych powodów (obce rejestracje? zazdrość? czysty idiotyzm?) w jednej chwili to zniszczy.
GWIAZDA TELEWIZJI PO RAZ PIERWSZY
Latem pojechaliśmy na Drugi Międzynarodowy Zlot Scirocco, przed którym wpadłem na sprytny plan, który w życie pomógł mi wprowadzić organizator zlotu, oraz organizator imprezy Youngtimerów odbywającej się na torze w Poznaniu, na którą nas zaproszono w roli gościa. A może sami się wprosiliśmy, w sumie to nie wiem. Ale o tym za chwile, na początek kilka zdjęć ze zlotu:
W tym okresie miałem w planie oświadczyć się mojej lepszej połowie, ale nie chciałem tego robić tak zwyczajnie, więc gdy tylko dowiedziałem się, że w programie zlotu jest kilka przejazdów zapoznawczych po nitce toru to wymyśliłem, że z racji naszego zamiłowania do Scirocco i motoryzacji w ogóle, idealnym miejscem na zaręczyny będzie „pole position” na torze wyścigowym! Dzięki organizatorom obu imprez udało się plan wprowadzić w życie w tajemnicy przed moją wybranką, ba, nawet udało się bardziej niż się spodziewałem, bo całe zdarzenie pojawiło się w telewizji. Tego nie planowałem, nawet nie wiedziałem że była tam telewizja, pewnie bym się nie dowiedział, ale podczas powrotu ze zlotu zaczęli wydzwaniać do mnie znajomi z gratulacjami, a przecież nie mogli o tym wiedzieć, okazało się, że zobaczyli to w Teleekspresie
Oprócz tego wspomniano o nas także w TVP Poznań.
PIEKŁO 2010
Po tych ważnych dla nas chwilach nic istotnego, związanego z samochodem nie nastąpiło do końca 2010r. No była kolejna, bezawaryjna wycieczka na północ kraju, byliśmy w Piekle
Samochód jeździł niezawodnie z dnia na dzień, woził nas do pracy, pomógł w przewożeniu materiałów budowlanych gdyż remontowaliśmy nasze lokum, czasami sam przechodził piekło ale znosił to bez zająknięcia.
NIC SIĘ NIE DZIEJE 2011
Na początku 2011r, z racji iż honda nie była przygotowana do jazdy w warunkach lekko zimowych wziąłem pierwszy i ostatni raz tym samochodem w treningu na autodromie pod Opolem. Nie dlatego, że tak źle się prowadził (wynik tego dnia to miejsce w środku stawki z minimalnie lepszym czasem od o wiele mocniejszego Subaru Imprezy), ale dlatego, że to jednak nie jest żywioł tego samochodu, nie jest pod to przygotowane i stwierdziłem, że to było tylko i wyłącznie katowanie. Latem zaliczony kolejny Międzynarodowy Zlot Scirocco, tym razem bez występów w TV, ale za to jazda na dwa auta, moja lepsza połowa prowadziła nasze Scirocco, ja prowadziłem Scirocco mk1 (zdjęcie lusterka) W zasadzie cały rok upłynął spokojnie i bezawaryjnie. Jedynie chyba od tego wożenia materiałów budowlanych pękła tylna sprężyna, więc wymieniłem cały komplet wraz z amortyzatorami, przy okazji przyjrzałem się hamulcom i wymieniłem klocki, szczęki, jeden zacisk wymagał regeneracji, wymieniłem też jeden tłoczek z tyłu – to tyle z poważniejszych napraw. Nie będę wspominać o wymianach rzeczy eksploatacyjnych. Można stwierdzić, że po trudnym początku naszej wspólnej egzystencji z „humorami” samochodu w 2009r przez dwa lata była sielanka, choć zdawałem sobie sprawę, że pewne rzeczy prędzej czy później upomną się o naprawy i poprawki…
DRUTOWANIE 2012
Rok 2012 to moim zdaniem rok kiedy samochód przez moje zaniedbania i intensywną eksploatację zaczął dawać sygnały, że jest po prostu już stary i zmęczony. Zaczęły się psuć różne drobnostki, po zimie znowu powychodziła cała masa odprysków i rdzawych śladów, na które porobiłem jedynie zaprawki. Było tego tak dużo, że przy czyszczeniu musiałem porobić sobie zdjęcia, żeby nie zapomnieć co już zrobiłem i co trzeba pomalować. Notorycznie psuł się zawór nagrzewnicy (wymieniłem ich chyba z 8), przez co latem albo miałem ogrzewanie w aucie albo co chwile musiałem dolewać płynu, silnik co prawda działał bez zarzutu, ale jedyne co przy nim miałem czas i ochotę zrobić to zmienić olej. Uszczelnienia jednak nadawały się do wymiany. Samochód musiał jeździć na co dzień, więc nie było możliwości aby za coś się zabrać na poważnie, tj postawić go w garażu na kilka dni i sobie tam dłubać. Z drugiej strony tak naprawdę taniej było kupić nowy sinik niż remontować stary więc nie przejmowałem się tym zbytnio.
Najgorsza była blacharka. Pewnego dnia zebrałem się w sobie i obejrzałem ten samochód dokładniej: progi pod nakładkami były mocno zgnite, tylne nadkola pod nakładkami nie istniały, poważnie się zacząłem zastanawiać co dalej gdy przegniła kolumna przedniego zwieszenia i urwało się mocowanie sprężyny – jeżdżenie takim autem już przestało być bezpieczne. Sprzedaż oczywiście odpadała, złomowanie także.W planie było odstawić ten samochód i kupić coś innego do jeżdżenia na co dzień. Fajnie by było odstawić Scirocco na „spokojną emeryturę”, doprowadzić stan techniczny/blachy/wnętrze do ideału i wstawić do garażu, który auto by opuszczało w słoneczne dni i na zloty. Ogólnie – miał przestać być wołem roboczym. Ale tak już jest, że życie weryfikuje plany, więc samochód po kolejnych szybkich i tanich naprawach (czyt. drutach) nadal służył na co dzień. Ponieważ jak już wcześniej wspomniałem – o blacharce, czyli największym problemie tego auta, nie mam zielonego pojęcia pozostało popytać w warsztatach ile będzie kosztować porządna renowacja. Jak wiadomo nie istnieje opcja tanio i dobrze, więc kwoty były powalające…
GWIAZDA TV PO RAZ DRUGI – CASTING BEZ ZĘBÓW NA PRZEDZIE
Tak się złożyło, że latem 2012r na TVN Turbo zobaczyłem program „Samochód marzeń, kup i zrób”, na końcu programu podana była informacja, że można tam zgłosić swoje auto. Pomyślałem, że nie zaszkodzi spróbować. Po pewnym czasie w ogóle zapomniałem, że wysłałem to zgłoszenie, a tu pod koniec roku telefon – zaproszenie na casting, z kilku tysięcy zgłoszeń twórcy programu wybrali kilkadziesiąt i zaprosili ich autorów wraz z samochodami na casting, a z tego mieli wybrać kilkanaście. Początkowo przeszło mi przez myśl, że bez sensu się tłuc do Warszawy, bo i tak nic z tego nie będzie, jedynie wygeneruje koszty dojazdu, ale po chwili jednak stwierdziłem, że w sumie zawsze to jakaś przygoda i nowe doświadczenie, że jednak pojedziemy. Oczywiście gdzieś tam w głębi duszy liczyliśmy, że się dostaniemy, ale rozum podpowiadał, że to po prostu wycieczka, zwłaszcza, ze na miejscu zobaczyliśmy, że nie jesteśmy jedynymi zaproszonymi z tym modelem samochodu i zdawałem sobie sprawę, że roboty w przy samochodzie jest tak dużo, że budżet programu nie starczy na wszystko. Scirocco znowu było w telewizji, pojawiliśmy się w odcinku „castingowym”
mechanicy sprawdzający samochód wykryli całą listę elementów, które nadają się do naprawy. Oto jej część:
„układ hamulcowy do wymiany i naprawy, stabilizator, osłony amortyzatorów, górne mocowania amortyzatorów, paski do wymiany, uszczelnienie dekla zaworowego, aparatu zapłonowego, poduszki silnika, uszczelniacze półosi, cięgna sterowania skrzyni biegów, progi do naprawy, stan zewnętrzny dobry”.
Sporo tego, choć nie wiem dlaczego niektóre pozycje tam się znalazły, a niektórych usterek o których wiedziałem że tam są, na liście nie było.
Moje odczucia dotyczące całego castingu były zaskakująco pozytywne. Czytając regulamin spodziewałem się, że na miejscu będzie obowiązywała dyscyplina jak w wojsku i że bez pytania nie wolno będzie się nawet odezwać Okazało się jednak, że cała ekipa tworząca ten program była bardzo sympatyczna, atmosfera miła, pogoda nie dopisała, więc na miejscu zorganizowano napoje i przekąski. W regulaminie był jednak martwiący mnie zapis, że „zostaną wybrane samochody, których właściciele w oryginalny i ciekawy sposób przedstawią siebie i swe samochody”. Ponieważ nie jestem osobą zbyt wylewną, a tym bardziej nie mam uzdolnień aktorskich to szanse widziałem dość marne. Na domiar złego kilka dni przed wyjazdem na ten casting przytrafił mi się mały wypadek i złamałem sobie dwa zęby – górne jedynki :/ Więc skrzętnie starałem się to ukryć przed kamerą, do tego nie umiałem wyraźnie mówić, co zmniejszało nasze szanse jeszcze bardziej.
GWIAZDA TV PO RAZ TRZECI – MIESZANE UCZUCIA
Po castingu oczekiwanie kilka tygodni na telefon z wynikiem. Wreszcie telefon zadzwonił… „Gratuluję, jesteście w programie”. Widocznie mimo naszej anty-aktorskiej natury Scirocco oczarowało twórców programu. Pozostało znowu czekanie na kolejny telefon, podczas którego wymieniłem linkę sprzęgła i oba przeguby z prawej strony, bo zaczęły stukać. Zaczęła też rzęzić pompa wody, ale nie było czasu na jej wymianę. I naprawiłem sobie zęby W końcu pod koniec lutego 2013 zadzwonili z programu, że mogę przywieźć samochód.
Odstawiliśmy samochód do Warszawy, nakręcono kilka ujęć, odniosłem wrażenie, że prowadzący program chyba był tego dnia coś nie w humorze, no trudno każdemu się zdarza gorszy dzień. Wiadome było, że budżet programu wynoszący 6tyś zł nie pozwoli na kompleksową odbudowę samochodu, więc trzeba było się na coś zdecydować, do wyboru była blacharka lub mechanika. Niezaprzeczalną zaletą tego programu jest fakt, że to właściciel ma ostatnie słowo co ma być zrobione, więc ustaliliśmy, że w programie zostanie zrobiona blacharka i położony nowy lakier, jak zostanie coś z budżetu to zostaną odrestaurowane felgi, które przywiozłem na miejsce. Tutaj jednak czar tej przygody zaczął słabnąć, a może to ja sobie po wrażeniach z castingu wyobrażałem całość inaczej. Z rzeczy przyziemnych – zależało mi zwłaszcza na zdobyciu informacji kiedy mam zapłacić podatek od nagrody (w wysokości 10% kwoty końcowej). Odkąd wiedziałem, że dostaliśmy się do programu, próbowałem ustalić jak i kiedy mam go zapłacić, w dniu kiedy odstawiliśmy samochód powiedziano mi, że podatek ten zapłacę podczas rozliczenia rocznego.
Poniżej zdjęcia z prac umieszczone na fanpage’u programu:
Ok miesiąc później nadszedł wielki dzień, w którym zadzwonił telefon i zostałem poinformowany o terminie odbioru samochodu. Fantastyczne uczucie, ale moje emocje ostudził jednak kolejny telefon na kilkanaście godzin przed wyjazdem. Dowiedziałem się, że wbrew wcześniejszym ustaleniom jednak podatek od nagrody muszę zapłacić przy odbiorze samochodu, czyli w zasadzie za chwilę…
Na miejscu byliśmy 2h przed umówionym terminem, poczekaliśmy poza warsztatem w amerykańskiej restauracji serwującej potrawy typy fastfood Było to zrozumiałe, przecież gdybym zobaczył samochód przed jego oddaniem to przed kamerami potem musiałbym pajacować udając, że mnie zaskoczył jego widok. W końcu nadeszła ta długo wyczekiwana chwila, świetna atmosfera, tym razem prowadzący też w świetnym humorze, można było pogadać na luzie poza kamerami. Pierwsze ujęcie i…. pomylił imię mojej żony No cóż, najlepszym się zdarza, przerwano nagranie i wejście po raz drugi. Tym razem wszystko poszło jak należy, odsłonięcie samochodu, okazałem swoją radość najlepiej jak umiałem (niektórzy uważają, że słabo się cieszyłem – ludzie, ja się wzniosłem na wyżyny mojej wylewności! ). Widzę, że lakier lśni, są nowe nadkola z tyłu, nie ma śladów po bieganiu idioty po masce, ani wgniotek w drzwiach, czy pękającej szpachli z tyłu, że felgi wyszły zaskakująco dobrze jak na stan który prezentowały gdy je oddawałem.
Nakręcono fakt odebrania samochodu, nakręcono znowu kilka ujęć z ulicy, ekipa filmowców i prowadzący się rozjechali, zostaliśmy z dwoma ludźmi z ekipy, pogadaliśmy chwilę, dostałem komplet części, które zostały, takich jak listwy boczne, koła zimowe, elementy z zapasowej klapy bagażnika…
Oto odcinek:
A WSZYSTKO CO POWIESZ MOŻE BYĆ UŻYTE PRZECIWKO TOBIE…
Tu kilka słów na moją obronę, bo w programie wyszedłem na druciarza, a nie wiedziałem wówczas, że tak to zostanie zmontowane. Przyznaję, że częściowo słusznie (zdawałem sobie sprawę, że samochód jest zaniedbany – silnik cieknie, osłony przekładni są uszkodzone, kierunkowskazy były z poloneza, elektryka pod maską, czy przewód hamulcowy z braku oryginalnego mocowania połapane na opaski – wg mnie lepiej tak niż mają latać luzem i się przecierać…), przyznaję, że zaniedbałem samochód, bo jak wspominałem – był mi potrzebny jako wół roboczy i nie mógł zostać odstawiony na kilka dni do garażu czy warsztatu, a po tym jak jakiś pacan mi po nim biegał jakoś straciłem zapał do dbania o wszystko. Z drugiej strony myślę, że samochodu w idealnym stanie nie było by sensu zgłaszać do tego programu.
Jednak o części patentów nie miałem pojęcia (karimaty na podłodze, zaizolowane kostki elektryczne pod deską rozdzielczą, listwy progowe na silikonie – ktoś to kiedyś zrobił, a ja tam nie zaglądałem, bo wiedziałem, że jak to ruszę to wywołam lawinę kolejnych elementów do poprawy, a nie było na to czasu), a z częścią się nie zgodzę (niesprawny układ hamulcowy? niesprawne amortyzatory? przecież to prawie nowe było i nie wyczułem, żeby było coś nie tak, diagnosta też nie miał zastrzeżeń).
W zasadzie mógłbym o tym wszystkim nie wspominać, bo wyjdę na niewdzięcznego dupka, ale drażni mnie hipokryzja. Po odebraniu samochodu i dojechaniu do domu, na drugi dzień miałem czas aby już na spokojnie się poprzyglądać co i jak jest zrobione. Jeśli chodzi o wspawane elementy, lakier czy felgi – nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń (no może poza dwoma zaciekami w niewidocznych miejscach). Problem polega na tym, iż w programie zostałem przedstawiony jako druciarz roku, a niektóre rozwiązania zastosowane w samochodzie były dalekie od profesjonalizmu. Nie będę wszystkiego opisywać, napiszę, że pewne elementy zostały uszkodzone podczas montażu/demontażu, niektóre dziury w podłodze umknęły uwadze blacharza, a kilka rzeczy jest zrobionych „na szybko” (np tylna wycieraczka o której mowa w programie nie była nigdzie podłączona). Dam kilka zdjęć co znalazłem po odebraniu samochodu.
Podejrzewam, że te niedoróbki wynikały z pośpiechu, w programie jest robionych kilka samochodów naraz, do tego od czasu oddania samochodu do momentu emisji programu jest kilka tygodni, a do tego ktoś musi to jeszcze zmontować. No to tyle na moją obronę. Proszę o niski wymiar kary
REKLAMACJA
Wszystkie powyższe niedociągnięcia nie były jednak poważne i stosunkowo tanie do naprawy/poprawy, więc nie robiłem z tego tragedii, lecz gdy po kilku miesiącach zobaczyłem:
to jednak zwróciłem się do twórców programu o rozpatrzenie reklamacji (dotyczącej pozostałych dziur w podwoziu i tego odchodzącego w jednym miejscu lakieru). Kolejna wycieczka do Warszawy, reklamacja została uznana, auto trafiło znowu na warsztat. Muszę w tym miejscu przyznać, że pan lakiernik mnie pozytywnie zaskoczył, gdy zobaczył miejsce ze zdjęcia powyżej od razu przyznał, że wina jest po jego stronie, nie było żadnych wykrętów, kombinacji, zbędnego tłumaczenia typu „ten typ tak ma” i zobowiązał się do naprawy.
Po pewnym czasie odebrałem samochód z poprawek, wskazane przeze mnie niezaspawane wcześniej dziury w podwoziu zostały załatane i zakonserwowane, miejsce w którym odchodził lakier naprawione, a moje wątpliwości wyjaśnione na miejscu (także finansowe). W tym miejscu muszę przyznać, że twórcy programu mnie pozytywnie zaskoczyli podejściem do całej sprawy.
PODSUMOWUJĄC UDZIAŁ W PROGRAMIE
Gdy emocje już opadły to stwierdzam, że mimo wszystko jestem zadowolony z całej tej przygody, sam nie wiem kiedy i czy w ogóle byłbym w stanie wyłożyć jednorazowo taką kwotę na naprawę blacharską i lakierowanie, wymienione powyżej niedociągnięcia poprawiłem zanim zaczęło się dziać coś niedobrego, poza tym nie zamierzam już tym samochodem jeździć zimą po naszych solonych drogach, a to było chyba najbardziej dla niego zabójcze. Udział w programie dał impuls do ponownego zajęcia sie tym samochodem i doprowadzenia go do stanu rzeczywistego naszego „samochodu marzeń”. Zabrałem się za mechanikę, oraz pozostałe niedociągnięcia i powoli, krok po kroku doprowadzam samochód do stanu jaki sobie wymarzyliśmy, jeszcze kawał drogi przed nami, aby do tego celu dojść, ale nie zmarnujemy szansy na „drugie życie” dla tego samochodu, skoro dużą część tej drogi pomógł nam przebyć program, a udział w nim na pewno będzie niezapomnianą do końca życia przygodą.
„KOLEŚ NIE DBAŁ I DBAŁ NIE BĘDZIE!” NAPRAWDĘ?
Jak jeszcze byłem na etapie czytania komentarzy po odcinku w internecie (potem mi przeszło patrząc na ilość idiotów za klawiaturą) to przeczytałem taki komentarz jak powyżej. Więc przykro mi, że zawiodę sporą cześć oglądających tamten odcinek „hejterów”, ale specjalnie dla Was – na dowód, że przy samochodzie wiele się dzieje wstawię kilka zdjęć „remontowych”.
Zająłem się zewnętrzem
Wnętrzem (fotele z Corrado obszyte na nowo wraz z tylną kanapą i boczkami, obszycie kierownicy, renowacja popękanej deski rozdzielczej i wykonanie od nowa półki bagażnika, nowy panel z dodatkowymi wskaźnikami i klasycznym radiem…)
mechaniką (tu było najwięcej do nadrobienia):
Pod koniec 2013r nie dawało mi spokoju ze w silniku coś delikatnie stuka przy średnich obrotach. Rozebrałem silnik na części pierwsze i sprawa się wyjaśniła. Dwie panewki korbowodowe zatarte i jedna główna. Silnika nie opłaca się ratować, ktoś kiedyś musiał już w nim grzebać, głowica była z zupełnie innego modelu, nawet panewki były różne (jedne z otworkiem, inne bez…).
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, więc kupiłem 2.0 16v, które następnie rozebrałem i wyremontowalem.
Które w kolejnych latach trochę podkoloryzowałem proszkowym malowaniem
Tutaj film z pierwszego odpalenia po remoncie
Oraz z wyprawy na „drogę stu zakrętów” do której zbierałem się dwa lata, aż w końcu pojechałem pod pretekstem docierania silnika
A ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ
Aktualnie samochód zmienił charakter, nie jest już codziennym dupowozem i tak jak sobie wymarzyliśmy – jeździ w słoneczne dni i na zloty/spoty, a między wyjazdami stoi w przytulnym garażu. Nie musi już wozić cementu, ani betonowych bloczków. Krótko mówiąc – ma emeryturę, aczkolwiek ciągle jeszcze wymaga pewnych poprawek, które systematycznie są (i będą) w nim robione.
Poniżej trochę zdjęć zrobionych przy różnych okazjach i wartych pokazania:
2013
Spot Opolskich Klasyków
Międzynarodowy Zlot Scirocco – Gąbin 2013
Zdjęcia wykonane przez zaprzyjaźnionego foto-blogera (http://marcingie.blogspot.com/)
Niektóre z powyższych zdjęć zostały wykorzystane na innych stronach i w kalendarzu portalu Scirocco.pl na rok 2014.
A także w kalendarzu na 2015
W 2015r odwiedziliśmy VII Międzynarodowy Zlot VW Scirocco, oto kilka zdjęć, gdzie widać choć kawałek naszego samochodu:
w 2016r w sumie nic ciekawego się nie działo, za to w 2017 podczas rozbierania starej kanapy z tego Scirocco, pod gąbkami znalazłem podpisaną suwmiarkę imieniem „Dietrich”, wydaje się, że musiała tam się dostać jeszcze w fabryce, bo siedzenie było oryginalnie obszyte. Przeleżała tak 31 lat
W kolejnych latach na samochód wpadło trochę dodatków z epoki:
Na boki auta trafiło też takie oklejenie.
A kilka lat później oklejenie zniknęło.